sobota, 7 grudnia 2013

† Prolog †

Tamten wieczór nie wyróżniał się zbytnio od pozostałych. Wyszłam z domu zaraz po zmroku. Udałam się w miejsce, w które kazał mi pójść mój trener, a jednocześnie osoba, która mnie wychowała. Był on mężczyzną drobnej budowy ze skórą w kolorze kości słoniowej i zawsze spiętymi w kucyk, naznaczonymi wiekiem, siwymi włosami. Jedyne, co o nim wiedziałam to, to że nazywał się Alkatrass.
  I wtedy na jego rozkaz, chodziłam po placu za obskurnym nocnym klubem, szukając wampira, którego miałam zabić.
  Za moimi plecami rozległ się brzdęk tłuczonego szkła. Natychmiast się obróciłam i wyciągnęłam zza paska, przyczepionego do moich spodni, srebrny sztylet. Coś przebiegło obok mnie i powaliło mnie na ziemię. Nigdy wcześniej nie spotkałam wampira tak szybkiego, aby mój wyostrzony wzrok nie mógł go zarejestrować. Moc tego krwiopijcy była niewyobrażalnie wielka. Nie musiałam się rozglądać, żeby wiedzieć gdzie stoi. Czułam go.
  Znajdował się jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie na skraju lasu, skryty w mroku drzew. Roznosił się od niego zapach krwi i seksu.
- I to ty jesteś tą sławną łowczynią? - Spyta.- Ledwo cię dotknąłem, a już leżałaś na ziemi.- W jego głębokim głosie dało się wyczuć kpinę.- Nie wiem, jakim cudem zabiłaś już tyle wampirów. Gdyby nie to, że są już definitywnie martwi, powyrywałbym im serca, za to, iż przynieśli taki wstyd naszej rasie.
- Naszej rasie? To twoja rasa pijawko.
 Zacmokał kręcąc głową.
- O ile się na mylę, to w twoich żyłach płynie krew pijawek. Jednak nie będę pewny do momentu, w którym jej nie spróbuję.
- Nigdy nie dam ci swojej krwi.
- Niedługo będziesz mnie prosić, abym się jej napił.
- Jak już powiedziałam, NIGDY.
- Nie bądź tego taka pewna, Łowczyni. Nigdy, to dosyć długo, a ja tyle nie będę czekał, bo możesz tego nie dożyć.
  Czułam, że na usta wpływa mu uśmiech. Miałam ochotę samodzielnie zetrzeć mu go z warg. Poderwałam się z ziemi i z wampirzą prędkością rzuciłam się w jego kierunku. Dosłownie wskoczyłam na niego, co spowodowało upadek nas obojga. Wampir zaśmiał się.
-  Zamierzasz mnie od razu przelecieć? Poczekaj chwilkę to, chociaż cię do sypialni zabiorę.
   Zwinęłam palce u lewej ręki i zamachnęłam się na niego.
Złapał moją dłoń w locie, wplątując palce w moje włosy.
Ostatnie co pamiętam, to zderzenie mojej głowy z ziemią.